Co spotyka bezdomnych i czemu odmawiają pomocy

W ubiegłym tygodniu idąc późnym wieczorem do kościoła, wśród ludzi, którzy przechodzili widzę bezdomnego.
Nie specjalnie się nim przejąłem bo szedłem przemęczony i było już późno, a chciałem raczej odetchnąć i się wyciszyć.

Facet "wyjął mnie" spośród przechodzących ludzi, zwracając się:
- Szczęść Boże,
- Szczęść Boże - odpowiadam zmęczony mając już dziś wszystkiego dosyć.

patrzy facet na mnie przez dłuższą chwile i mówi:
- potrzebuje pomocy
- więc jak mogę Panu pomóc?
- potrzebuje butów
- wie Pan - myślę sobie trafił w 10tkę - akurat mam trochę takich rzeczy i pomagamy osobom bezdomnym, proszę poczekać, wrócę za ok 15-20 min i Panu przyniosę.

Bezdomny Noga Fundacja Ja Jestem

Poszedłem i wziąłem co przyszło mi do głowy, buty, letnią kurtkę i coś tam jeszcze...

W ubiegłym tygodniu idąc późnym wieczorem do kościoła, wśród ludzi, którzy przechodzili widzę bezdomnego.
Nie specjalnie się nim przejąłem bo szedłem przemęczony i było już późno, a chciałem raczej odetchnąć i się wyciszyć.

Facet "wyjął mnie" spośród przechodzących ludzi, zwracając się:
- Szczęść Boże,
- Szczęść Boże - odpowiadam zmęczony mając już dziś wszystkiego dosyć.

patrzy facet na mnie przez dłuższą chwile i mówi:
- potrzebuje pomocy
- więc jak mogę Panu pomóc?
- potrzebuje butów
- wie Pan - myślę sobie trafił w 10tkę - akurat mam trochę takich rzeczy i pomagamy osobom bezdomnym, proszę poczekać, wrócę za ok 15-20 min i Panu przyniosę.

Bezdomny Noga Fundacja Ja Jestem

Poszedłem i wziąłem co przyszło mi do głowy, buty, letnią kurtkę i coś tam jeszcze.
Zabrałem koleżankę i poszliśmy do niego we dwójkę, rozmawialiśmy ponad godzinę, skąd jest, co zamierza, wysłuchaliśmy, radząc to i owo.
Okazało się że już się kiedyś poznaliśmy.

Na następny dzień, przejeżdżając przez jednię, w trochę innej okolicy widzę karetkę pogotowia przy bezdomnym, okazało się że właśnie przy nim.
Podjechałem, przywitałem się, pytam się o co chodzi, okazuje się że jest jakiś problem z nogą, a sanitariusze informują mnie, że Pan powinien iść do szpitala.

Porozmawiałem z nim trochę i udało się wypracować, aby pojechał ze mną.

Bezdomny Noga 1 Fundacja Ja Jestem

Więc z drugą osobą, wzięliśmy auto i pojechaliśmy do Szpitala Wolskiego.
Tam byliśmy ok 12:30-13:00. Sam musiałem załatwić kilka spraw, więc zostawiłem koleżankę z Panem Darkiem.

Zostawiłem ich w rejestracji, wziąłem samochód i wyjeżdżam ze szpitala, dopiero co mijam szlaban i dostaje telefon, że nie chcę go przyjąć.
Więc wracam, wyjaśniam, że zostaliśmy przysłani od ratowników z karetki, na co Pani wręcz z oburzeniem "nie chce tego słuchać" i tłumaczy mi, że ten Pan ma chora nogę nie od dziś!

Dyskutuje więc, że jakie to ma znaczenie i po kilku wymianach zdań, zapisali go.

Wyjechałem ponownie i zacząłem załatwiać sprawy, a oni zostali w szpitalu była to godzina ok 13:00. Mniej więcej co godzina, z koleżanką dzwoniliśmy do siebie pytając się jak tam i zdając sobie relacje to z nas w jakim jest punkcie i wyglądało to mniej więcej tak:

godz 14:00
- cześć, jak tam?
- czekamy.

godz 15:00
- cześć, jak tam?
- czekamy.

godz 16:00 - tel. do mnie
- mam powoli tego dość, ludzie są wywoływani, nawet Ci, którzy byli za nami, a ponadto ludzie w poczekalni szemrają i są oburzeni, że śmierdzi.
(woń nie była tylko z jego odzieży, ale czuć było nogę, przy której wcześniej siadały już muchy).
- czekaj, za niedługo wrócę - powiedziałem.

godz 17:00
Dzwonię i pytam dalej,
- czy coś się zmieniło?
- bez zmian, chyba go specjalnie zostawiają bo już wszyscy przeszli i wywoływane są zupełnie nowe osoby, sama już tracę cierpliwość.

godz 18:00 dojechałem.

Patrze i sytuacja wygląda mniej więcej tak: Pan bezdomny mocno zmęczony, nie tylko fizycznie, ale też psychicznie bo od 5 godzin słucha jak ludzie nie są przyjaźni i szemrają jak on wygląda i że od niego śmierdzi.

I w sumie rozumiem tych ludzi, bo faktycznie to przeszkadza, ale chcę pokazać jak się można poczuć w jego sytuacji.

Bezdomny Noga 3 Fundacja Ja Jestem

Oczywiście można tutaj przytoczyć wiele argumentów: na własne życzenie, jakby chciał to by było inaczej etc., ale jesteśmy tu i teraz, a Pan ma już i tak żywe przeświadczenie i pełne przekonanie, że tak musi wyglądać jego życie.
Więc siadam przy Pani, która przyjmuje, tej która wcześniej nie chciała go przyjąć i pytam się o jej imię i nazwisko, nie chciała mi podać. Zacząłem wyjaśniać, że jeśli jest tu jakiś problem z obsługą to niech mi powie a postaram się mieć jakiś wpływ na to i może mi się uda pomóc i w przyszłości ten problem rozwiązać. Czekamy już ponad 5 godzin, ludzie zostali przyjęci Ci, którzy byli za nami...

Więc Pani odpowiedziała, że to nie jest jej sprawa tylko to decyduje Pani doktor, która ma dyżur. Więc poszedłem.
Pani doktor zaczęła mi wyjaśniać, podobnie jak na początku Pani z rejestracji, że ten Pan dobrze wie, że ma problem z nogą nie od dziś. Ponadto jest to zmiana opatrunku i jest to tak klasyfikowane. Nie wiem skąd wiedziała że zmiana opatrunku jak nikt go nawet nie zobaczył, nie zapytał, ani nie znał. Oczywiście chodzi o ranę, ale wszystko ma swoje granice.

Niemniej jednak wyjaśniłem, że jesteśmy z fundacji i marnuje Pani czas nie tylko bezdomnemu ale też i nam dwóm kolejnym osobom, które są uziemione przez tą sytuację, wówczas powiedziała, że postara się za kilka chwil go przyjąć.

Kiedy go przyjęli, zaprosili mnie do środka (miałem świeżą odzież i odbierałem recepty na antybiotyki), zobaczyłem nogę, a smród z niej był nie do opisania. Ledwo wytrzymałem. Nie dość, że zobaczyłem nogę w fatalnym stanie, to jeszcze do tego widoczne robaki, które w niej były.
Chirurg powiedział, że jak się natychmiast nie zadba o nią to będzie do amputacji.

I teraz tak, można powiedzieć że to na własną prośbę, że to wina bezdomnego który tego nie dopilnował, ale spójrzmy na to z innej strony, bo w tej sytuacji akurat pomyślałem sobie trochę inaczej.

Bezdomny Noga 2 Fundacja Ja Jestem

Zacząłem się zastanawiać czemu tak musi być.
Jest sobie bezdomny, który ma kontakt ze szpitalem. Idzie i zostaje wymęczony i poniżony, o ile zostanie przyjęty, później go czeka kolejne poniżenie i jak zakładam opieka "pretensjonalna i z bólem".

I teraz pytanie, kiedy spotykamy kolejnego bezdomnego na ulicy z jakimś schorzeniem, lub przyjedzie do niego karetka i mówimy mu: Pan idzie do szpitala. To czy on pójdzie? Dlaczego mówią bezdomni że nie idą? Dlaczego nie chcą iść? Czy tylko dlatego, że mu się nie chce i to olewa? Nasz penitent bardzo narzekał na ból bo ledwo chodził, lekarze z karetki nie mogli go przekonać. Więc jeśli taki bezdomny spotka się z taką sytuacja w szpitalu to będzie chciał tam pójść znowu?

Oczywiście, że nie, oto historia faceta, który poszedł do szpitala, a miał na podorędziu dwie osoby z fundacji i pomimo tego miał trudności.

I lekarze sami mówią i się dziwią, że bezdomni nie chcą chodzić do szpitala i nie dbają o swoje zdrowie.

No i teraz takie podsumowanie mojego toku myślenia.
Jest sobie bezdomny, ma schorzenie jak np ta noga. Powinien pójść z tym do szpitala, ale ponieważ dostał już od niego (szpitala) w kość to jest tak zniechęcony że szpital zostawia na sam koniec jako ostateczność. Jednak na samym końcu często okazuje się, że jest za późno i np. nogi nie da się już uratować i trzeba ją amputować.

Na koniec oczywiście nie omieszkają skomentować - musieliśmy amputować nogę, trzeba było o nią dbać i być tu wcześniej - to na własne życzenie.

Czy naprawdę na własne życzenie?

Osobiście uważam, że nie.